poniedziałek, 11 lipca 2016

byłem ciekawy


Dziękuję, za każdy komentarz.
Dziękuję, bo to już koniec.
Dziękuję, bo nie mogłam zakończyć tego inaczej. ♥



Po raz ostatni spojrzałem na twoją śpiącą sylwetkę i potrząsnąłem głową, aby pozbyć się wrodzonej nostalgii. W myślach ponownie zapakowałem stojącą na szafce torbę treningową, a gdy ją zabrałem położyłem w tamto miejsce zgięta na pół kartkę. Wiedziałem, że od razu ją zauważysz, gdy tylko otworzysz swoje błękitne oczy,  które za każdym razem przypominały mi nasze wycieczki nad morze. Wszystko się skomplikowało, ale ja przecież dalej Cię kochałem. Nie potrafiłem zrezygnować, nawet, gdy powiedziałaś te dwa słowa, które wyryły się w moim sercu niczym tatuaż. "Zdradziłam Cię" zniszczyłaś mnie jednym, krótkim zdaniem, ale ja nie potrafiłem cię znienawidzić. Nie potrafiłem. Ty mi wybaczałaś, gdy stres odreagowywałem pijąc na umór. Dawałaś mi szansę, a ja nie umiałem Cię jej pozbawić. Zamknąłem jak najciszej mogłem drzwi i skierowałem się ku wyjściu.
– Teraz już wszystko zależy od Ciebie, Saro – powiedziałem wsiadając do oklejonego czerwoną folią autobusu, który miał nas zabrać na stadion.
Opadłem na siedzenie obok Fabiana, który spoglądał na mnie niepewny czy ma prawo zadać to pytanie. Przeczesałem nerwowo włosy wzdychając przy tym przeciągle, jakby dając mu pozwolenie.
– Co z Sarą? – padło pytanie, a ja, mimo, że na ową sytuację przygotowany nie umiałem odpowiedzieć. Nie chciałem w pełni się przed nim otwierać, bo po pierwsze nie był to dobry moment, miejsce i chyba też osoba. Mimo, że Drzyzga był jedną z bliższych mi osób nie był lekko porywczym Zbigniewem. Nie wiedział, że gdy jestem zdenerwowany śpiewam pod nosem przeboje Rolling Stones, nie znał odpowiedzi na pytanie, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. Nie był Zbigniewem, ale nie był zwykłym kolegą z pokoju w spalskich lasach. Był kimś więcej, choć do końca nie potrafiłem nazwać, kim tak właściwe był. Starał się jak mógł, był dla mnie oparciem i to właśnie on upił się ze mną, gdy wróciłem do pustego mieszkania. Był moim towarzyszem, kumplem, kompanem? A może już przyjacielem?
Westchnąłem przeciągle wskazując ruchem głowy na klaszczących w rytm muzyki puszczonej przez Konarskiego, Wronę i Kłosa. Młodzi środkowi byli powiewem świeżości w tej reprezentacji, w której każdy wiedział o każdym wiele, zdecydowanie zbyt wiele. Byliśmy drużyną, rodziną, która przyznawała się do siebie tylko podczas zgrupowań. Drzyzga uśmiechnął się dając mi do zrozumienia, że poczeka.

***

Droga Saro,
Nie wiem, co się stało z nami. Nie rozumiem, co skłoniło cię do przyjazdu do zajmowanego przez nas hotelu. Nie pojmuję też jak dostałaś się do mojego pokoju. Ale wczoraj stało się coś, co zrozumiałem. Chyba jedyna rzecz z tej plątaniny słów, gestów i tego, co sam musiałem sobie dopowiedzieć. Nie chcę Cię ranić, bo sytuacja, która nas poróżniła i tak zniszczyła nas oboje doszczętnie, ale to był błąd. Nie łatwo zagoić zadrapania, a te kilka tygodni nie starczy, aby zagoić rany, które mi wyrządziłaś. Nie chcę zabrzmieć na tego złego, ale ta noc nie powinna mieć miejsca. Najlepiej byłoby gdybyśmy rzeczywiście złożyli papiery rozwodowe, ponieważ ja nie potrafię zapomnieć. Przepraszam, ale uświadomiłem sobie to dopiero, gdy trzymałem cię śpiącą w ramionach. Nie umiem. Kocham Cię, ale nie potrafię znieść myśli, że ktoś inny cię całował, dotykał. Nie umiem już o nas walczyć, w sumie nawet nie próbowałem. Wtedy, gdy mi wszystko wyznałaś byłem sparaliżowany, a twoje słowa odbijały się ode mnie jak przysłowiowy groch o przysłowiową ścianę. Dopiero, gdy zagłębiłem się w las tak mocno, że moja komórka straciła zasięg zrozumiałem, co tak naprawdę się stało. Myślałem, o tym wszystkim przez te wszystkie długie godziny, ale nie potrafiłem wymyślić nic sensownego. Bo czasem miłość nie wystarcza. A czy walki o szczęście Cię już nie męczą? Ale pamiętaj, że pozostanę nawet, gdy już nie będę twój i będziesz moja, choć już nie będę Cię miał.
Pozdrawiam, Michał Kubiak.


***

 
 
Warszawski stadion wypełniony był po brzegi krzyczącymi z radości kibicami tego pięknego sportu, jakim jest siatkówka. W uszach dudnił mi głos Michała Winiarskiego, kiedy pokonaliśmy do zera Serbów. Uścisnąłem ręce wszystkich zawodników przeciwnej drużyny, uśmiechając się szeroko do tych bardziej mi znajomych. Byłem szczęśliwy, dobrze weszliśmy w ten turniej, ale za każdym razem, gdy szedłem na zagrywkę wypatrywałem twoich blond włosów. Nie było Cię. Zrezygnowałaś?
Przeszliśmy w szampańskich nastrojach do szatni, jednak po chwili dobiegło mnie wołanie trenera. Posłusznie wyszedłem z pomieszczenia, z której mimo zamkniętych drzwi dobiegały krzyki moich kolegów. Rozejrzałem się oślepiony białym światłem korytarza i zobaczyłem Ciebie. Stałaś oparta o automat z napojami bawiąc się nerwowo pacami, zupełnie jak Mariusz, gdy nie wychodziła mu zagrywka. Podszedłem niepewnie, ale musiałem hamować entuzjazm rozsadzający mnie od środka. Jednak byłaś. Stanąłem naprzeciw Ciebie i momentalnie poczułem pieczenie na policzku. Zakląłem cicho, a ty wyciągnęłaś z kieszeni kurtki zmiętą kartę, tę samą, którą zostawiłem rano w hotelowym pokoju.
– Ten list był najgłupszym pomysłem, na jaki mogłeś wpaść Kubiak – starałaś się nie roześmiać w głos mówiąc te słowa, a ja również nie mogłem się powstrzymać. Oparłem się dłonią o ścianę obok twojej głowy lustrując twoją sylwetkę z cwanym uśmiechem.
– Ale zadziałał – skwitowałem odgarniając z twojej zarumienionej twarzy kosmyk blond włosów. Zadrżałaś pod moim dotykiem, a  ja uśmiechnąłem się szerzej.
– Nawet jakby go nie było i tak bym tutaj przyszła – wtuliłaś się we mnie ufnie, zupełnie jak wtedy, gdy podczas któreś z naszych randek powiedziałaś, że dłużej nie możesz traktować mnie jak przyjaciela. Zaśmiałem się cicho pod nosem wizualizując tamtą sytuację. – Nie umiałabym już nie walczyć. Nie umiałabym zrezygnować z tak wysokiej nagrody.
– Ze mnie?
– Z miłość, kochanie – zaśmiałaś się perliście uderzając mnie otwartą dłonią w potylicę. Jednak po chwili spoważniałaś i prostując się spojrzałaś na mnie niepewna. – Wiesz, że będzie ciężko? Ja nas przecież tak zraniłam.
– Ludzi nie kocha się za to, że są doskonali, tylko pomimo to, że tacy nie są – szepnąłem ci do ucha, a ty ponownie zadrżałaś. – Przetrwaliśmy to, więc przetrwamy razem. Kocham Cię, Sara.
Ty w odpowiedzi wzięłaś się na palce i delikatnie musnęłaś moje usta swoimi. Z uśmiechem oddałem pieszczotę zatracając się w przyjemności. Dopiero głośnie gwizdy i oklaski sprawiły, że oderwałem się od ciebie. Spojrzałem na wiwatujących kolegów i uśmiechnąłem się z ulgą do Fabiana, który gdy złapał mój wzrok uniósł kciuki do góry. Odzyskałem miłość mojego życia i chyba zyskałem przyjaciela.
 

 

 Koniec

 

czwartek, 30 czerwca 2016

byłam nieidealna

Wiem, że to nie koniec.
Wiem, że to nie miało takie być.
Wiem, że teraz już dam radę ze wszystkim.





Spojrzałam na zegar umieszczony w telefonie komórkowych, który wskazywał kilka minut po północy. Siedziałam na skórzanym fotelu czarnego samochodu licząc moje siły. Kilka dni temu, po długich namowach pani psycholog postanowiłam w końcu zawalczyć. O Ciebie, bo nie umiałam nas ranić. O Nas, bo wierzyłam, że to wszystko ma jeszcze sens. Bo przecież prawdziwa miłość powinna pokonać wszystkie przeciwności losu. Nie potrafiłam pojawić się na meczu otwarcie i po prostu dalej się łudzić, albo kłamać przed samą sobą, że mi nie zależy. Nie mogłam oszukiwać siebie. Policzyłam cicho do dziesięciu i wyłączyłam akumulator.

Wysiadłam i w dalszym ciągu niepewna czy to na pewno dobry pomysł, skierowałam się w stronę recepcji. Białe podeszwy moich butów obijały się o chodnikowe płytki. Uśmiechnęłam się, gdy otworzyły się przede mną szklane drzwi. Minęłam kilku hotelowych gości, którzy spieszyli się niezwracając na mnie uwagi. Zagryzając pomalowane ciemnoczerwoną szminką usta podeszłam do młodego chłopaka ubranego w elegancki uniform w błękitnym kolorze.
- W czym mogę pomóc? - zapytał posyłając w moją stronę jeden z zapewne wyćwiczonych uśmiechów. Poprawił czarny krawat lustrując moją sylwetkę. Zaśmiałam się cicho wyciągając z portfela dowód osobisty.
- Przyjechałam do męża - położyłam dokument na białym blacie, aby zaobserwować jak zmienia się mina recepcjonisty. - Michał Kubiak.
Wydawał się lekko zmieszany spoglądając to na mnie, to na ekran komputera, gdzie znajdowały się wszystkie informacje o gościach. Przęstępowałam z nogi na nogę starając się opanować drętwiejące nogi i przyśpieszający oddech. Blondyn przywołał gestem głowy dziewczynę, której wcześniej nie zauważyłam zaa wysokiego blatu.
- Pokój 713 - uśmiechnął się ponownie, a następnie wskazał koleżankę. - Maja panią zaprowadzi.

-To tutaj - wskazały czarne, matowe drzwi z białym numerem pokoju. Skinęłam głową przeczesując ręką włosy. - Życzę udanego pobytu.
Oddaliła się, a ja znowu nie widziałam co zrobić. Niby to wszystko, co ułożyłam sobie w głowie miało sens, ale teraz już go nie dostrzegałam, Westchnęłam głośno i zapukałam. Nie sądziłam, że ta prosta czynność będzie w tamtym momencie tak uciążliwa. Po dłuższej chwili usłyszałam zaspane 'już idę', a drzwi stanęły otworem. Stałeś w kraciastych spodenkach przede mną, a ja nie mogłam złapać powietrza. Czułam jak moje serce przyśpiesza, a twoja twarz wyrażała tylko szok.
- Sara - wydusiłeś w końcu, a ja starałam się uśmiechnąć. - Coś się stało?
- Dostałam bilety na Mistrzostwa -wyłamywałam palce bojąc się spojrzeć Tobie w oczy, bo wiedziałam, że wybuchnęłabym płaczem. Wszystko zepsułam, wszystko skompliwołam.
- Dlatego obudziłaś mnie w środku nocy, aby wszystko wyjśnić? - wykonałeś gest jakbyś chciał się uśmiechąć, ale chyba uświadomiłeś sobie, że nie byłoby to na miejscu. Czy przypomniałeś sobie, że stoi przed Tobą żona, która przyprawiła Ci rogi? Kiwnęłam głową uśmiechając się w Twoją stronę. - Wejdź, nie będziemy rozmawiać na korytarzu.

Siedzieliśmy na skórzanej kanapie wpatrując się w odegłe punkty. Bałam się Twojego wzroku, bo przecież czytałeś ze mnie jak z otwartej księgi. Wiedziałam, że chce wszystko naprawić, ale nie wiedziałam czy mam jeszcze na to szansę.
- Nigdy nie sądziłem, że to wszystko tak się skomplikuje - powiedziałeś z roznrajającą szczerością wrzucając do walizki jedną z porozrzucanych po podłodze koszulek.
- Przepraszam, Michał - utkwiłam wzrok w okładce książki, której lekturę pewnie Ci przerwałam. - Nigdy w życiu nie chciałam Cię zranić, o zdradzie nie wspaminając.
Moje ręce drżały, na nogach pojawiła się gęsia skórka, a w gardle czułam kluchę. Nie wiedziałam jak sprawić, aby łzy nie przysłoniły mi widoku.
- Nie szukaj w sobie winy, nie ma skutku bez przyczyny - chwyciłeś moje ręce w swoje, a ja znowu miałam problem z oddychaniem. Byłeś tak blisko, że mogłam poczuć zapach twojego szamponu i policzyć plamki na Twoich źrenicach, Ale przecież i tak znałam ich liczbę na pamięć. - Chyba oboje się pogubiliśmy. Popełniliśmy kilka znacznych błędów, które sprawiły, że jest tak jak jest. Nie zaprzeczę, że zniszczyłaś mnie tamtym krótkim zdaniem, ale z perspektywy czasu wiem, że ta 'sytuacja' była splotem wielu wydarzeń. Moje uczucia względem Ciebie się nie zmieniły, ale...
- Ale zaufanie jest jak zapałka łatwo gaśnie - rzuciłam odgarniając kosmyki włosów. - To znaczy, że mamy jeszcze szansę?

Zaśmiałeś się zdejmując okulary i przecierając oczy. Założyłeś mi włosy za ucho i po prostu przyciągnąłeś mnie do siebie. Wtuliłam się w Ciebie z ufnością pozwalając sobie na łzy. Szlochałam mocząc twoją klatkę piersiową, a ty głaskałeś mnie po plecach. Byłeś taki idealny, a ja taka nieidealna.
- Dziękuję - wyszeptałam patrząc po raz pierwszy od kilkunastu tygodni w Twoje oczy. Lekko zamglone, ale iskrzące się szczęśliwie.
A Ty? Wpiłeś się w moje usta rozgrzewając do granic możliwości każdą komórkę tego ciała. Tak bardzo za tym tęskniłam. Nie liczyła się cisza nocna, zmięta kołdra czy jutrzejszy trening. Przed oczami byłeś tylko TY i nasze rozgrzane ciała i przyśpieszone oddechy.


wtorek, 21 czerwca 2016

byłam stęskniona

Cieszę się, bo to dużo mnie kosztuje.
Cieszę się, bo oni są bardzo oczyszczający.
Cieszę się, bo wszystko zaczyna mieć sens. ♥
 
Kocham Cię, bo nadajesz wszystkiemu sensu.
Nie muszę szukać zbędnego niuansu.
 
 
 

Po raz kolejny tamtego dnia sięgnęłam po telefon leżący głucho na szklanym stoliku w salonie. Mimo, że pozwoliłeś mi zostać wyjechałam. Musiałam na nowo to wszystko poukładać, nauczyć się żyć ze świadomością, że cię zdradziłam. Nie umiałam dotykać przedmiotów, które razem kupowaliśmy tuż po ślubie. Nie potrafiłam spać w łóżku, w którym kochaliśmy się jak najęci, a pościel w dalszym ciągu pachniała twoim żelem pod prysznic. Nie, to było zbyt oczywiste. Kolejną sprawą, która nie dawała mi spokoju byłeś ty. Chciałeś to naprawić? Chciałeś mi wybaczyć? Ale ja nie chciałam, żebyś był ze mną z litości. Nie miałam żadnego usprawiedliwienia, bo to było by zwyczajnie nieodpowiedzialne. Wiedziałam, że gdybym tylko poprosiła wybaczyłbyś mi całując mnie w czoło w pocieszającym geście. Nie mogłam cię obwiniać, bo ostatni rok nie był dla na najlepszy. Twoja kontuzja, która sprawiła, że nie mogliśmy już na siebie patrzeć. Pracowałam w domu i byłam przyzwyczajona, że Ciebie nie ma. Ale wtedy byłeś. Każda kolejna godzina kończyła się kłótnią, ale to wszystko wróciło do normy wraz z twoim powrotem na hale. Później byliśmy tak diabelnie szczęśliwi, ale i to zostało nam brutalnie odebrane. Pamiętam smutek w Twoich oczach, kiedy ściskałeś moją dłoń z wbitym w nią wenflonem.

Telefon milczał. W sumie to nie liczyłam na to, że się odezwiesz. Musiałeś to wszystko przemyśleć, a ja nie naciskałam. Łudziłam się jeszcze wtedy, że opamiętasz się z tą swoją dobrocią i po prostu pewnego dnia zadzwonisz i każesz mi złożyć rozwodowe papiery. To było najlepsze wyjście, bo wiedziałam, że już nigdy nie będzie między nami tak jak dawniej. Bo czasem miłość nie starcza, aby pokonać wszelkie przeszkody.

- Mogę włączyć? – zapytała Katarzyna zagryzając wargi. Kiwnęłam głową starając się nie okazywać, jakie to będzie dla mnie trudne. Nie chciałam pokazać jej, że dalej sobie z tym wszystkim nie radzę, bo siłą zaprowadziłaby mnie do psychologa. Sama była nim przecież. Czarnowłosa opadła na fotel obok kanapy, na której siedziałam i włączyła odpowiedni kanał.

Wypełnione trybuny mieniły się na biało-czerwono, a flag powieszonych na barierkach nie można było zliczyć. Z każdą chwilą czułam się coraz bardziej rozdarta. Wiedziałam, że nie powinnam tego oglądać, bo to źle się dla mnie skończy. Ale z drugiej strony tak bardzo pragnęłam cię zobaczyć. Musiałam mieć pewność, że wszystko u ciebie dobrze, że dajesz sobie radę. Przymknęłam oczy rozkoszując się hymnem, który rozpościerał się po krakowskiej hali. Czułam pijące w równym rytmie serce, które dalej biło tylko dla Ciebie.

- Na pewno chcesz to oglądać?- znów odezwała się moja przyjaciółka, a ja ponownie skinęłam głową. Tak bardzo pragnęłam twojego widoku, że nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Nie zważałam na krajające się z bólu i tęsknoty serce ani na gromadzące się pod powiekami łzy. Liczył się mecz. Liczyła się siatkówka. Liczyłeś się TY, ubrany w koszulkę z numerem 13 i orzełkiem na piersi.

Pięć setów było dla was wielkim wyzwaniem, a ja wiedziałam, że porażka wtedy bolała jeszcze bardziej. Pięć setów, podczas których grałeś swoją własną siatkówkę. Nie raz i nie dwa razy zamykałam oczy, gdy szedłeś na zagrywkę. Wiedziałam, że wtedy kamery będą skierowane tylko na Ciebie. Nie chciałam widać twojego skupienia, nie chciałam widzieć twoich przepełnionych adrenaliną oczu. Bałam się tego, że moje wyzbędzie się wtedy wszelkich sił. Bałam się, że moje ciało uschnie zupełnie z tęsknoty. Tęskniłam. Cholernie mocno za Tobą tęskniłam.

Realizator pokazał Cię na dłuższą chwilę dopiero po meczu. Sądząc, że nie będzie już nic ciekawego chwyciłam telefon po raz tysięczny wpatrując się w twoje zdjęcie. Nie chciałam i nie miałam odwagi go usunąć. To było częścią mojego życia, częścią dla mnie najważniejszą.

-Czy to dyspozycja była dzisiaj niewystarczająca czy może rywale zbyt dobrzy? – głos reportera nie oderwał mnie od komórki, ale kątem oka spojrzałam na ekran. A wtedy zobaczyłam Ciebie. Stałeś przed kamerą dysząc zmęczony, a strużka potu wpływała za reprezentacyjną koszulkę. Na łańcuszku w światłach hali mieniła się obrączka.

- Jesteśmy jeszcze przed Mistrzostwami Świata, więc ta najwyższa forma ma przyjść na tę imprezę. – mówiłeś spokojnie, zupełnie jak wtedy w naszym wspólnym mieszkaniu, z którego uciekłam, choć prosiłeś abym została. – Wiem, że kilku z nas ma drobne problemy, ale mam nadzieję, że wszyscy się z nimi uporają do września.

- A czego w takim razie Tobie życzyć?

- Powołania na Mistrzostwa i dużo spokoju. Nic więcej nie będzie mi potrzebne – zaśmiałeś się, a po chwili zniknąłeś z ekranu.

wtorek, 14 czerwca 2016

byłam pewna

Płakałam, jak poprawiałam.
Płakałam, bo wiem, że ich ranię.
Ranię ich, bo wiem, że ta historia ma mnie oczyścić. ♥
 
 
Kocham Cię za dźwięk twojego śmiechu
Nawet, gdy robiłeś to w duchu.
Kocham Cię, bo wiem, że będę twoja
Nawet, gdy przestanie błyszczeć twoja zbroja
 
 
 
 
Ściszyłam dźwięki dochodzące z zawieszonego na ścianie telewizora masując obolałe skronie. Czarna, dopasowana sukienka opinała moją sylwetkę, a jasne szpilki powodowały ból w nogach. Ale dla ciebie chciałam być piękna, chciałam czuć na sobie twój pełen podziwu wzrok, chciałam abyś rozbierał mnie wzrokiem. Rozejrzałam się po kuchni szukając suchej ściereczki, która zniknęła kilka chwil temu.
Tamtego dnia wszystko leciało mi z rąk, a wysoka temperatura potęgowała we mnie rozbicie. Nie wiedziałam, w co włożyć ręce, a milczący od rana telefon denerwował mnie swoją ciszą. Zdjęłam z kuchenki parującą patelnię z redukującym się sosem. Dzisiaj wszystko miało być perfekcyjne.
Kiedy zadzwoniłeś kontynuowałam moje bezowocne poszukiwania, jednak od razu chwyciłam urządzenie w dłonie.
– Michał, gdzie jesteś?  – od razu wiedziałam, że coś się stało. Zawsze, od blisko dwóch lat punktualnie przekręcałeś w zamku klucz z zabawną zawieszką. Wiedziałam, o której lądujecie w Warszawie.
– Kochanie, przepraszam, ale nie dam rady wrócić przed wieczorem - twoje słowa rozrywały moje ciało na strzępy. Starał się jednak uspokoić. – Zbyszek prosił mnie o pomoc w przeprowadzce. Zostanę u nich i wrócę rano.
– Dobrze – starałam się brzmieć naturalnie. – Pozdrów Magdę.
– Kocham Cię. – uśmiechnęłam się krzywo kończąc połączenie.
Rzuciłam telefon pomiędzy ozdobne poduszki kanapy, a całą zawartość patelni wylałam do kosza na śmieci. Nie miałam z kimś zjeść rocznicowej kolacji. Bo tak, Michale... To był dzień naszej rocznicy. Nie byłam zła, bo przecież przed nami jeszcze dziesiątki takich dni. Byłam rozżalona, smutna, zwyczajnie przygnębiona.
Nie pamiętam za bardzo momentu wybiegnięcia z mieszkania. Z trudem zbiegłam do schodach na sam dół bloku i drżącymi z emocji dłońmi wybrałam numer jednej z taksówkarskich korporacji. Po dłużej chwili zapadłam się w fotelu samochodu, a zapytana o adres bez zająknięcia powiedziałam „Klub Finezja”.
Kilka godzin później siedziałam przy barze obserwując tańczące na pary w rytm wolnej piosenki puszczonej przed DJ’a. Przeniosłam wzrok na uwijającego się jak w ukropie barmana, który czując mój wzrok na sobie z uśmiechem podał mi kolejny kieliszek wypełniony bezbarwną cieczą. Kiwnęłam głową i wypiłam wszystko jednym łykiem. Wódka grzała mi gardło powodując przyjemne w tamtej chwili ciepło.
– Co taka piękna dama robi tutaj zupełnie sama? – usłyszałam tuż obok mojego ucha głęboki, męski głos. Spojrzałam w bok, a zobaczyłam siedzącego na stołku barowym mężczyznę. – Poproszę to samo, co ta pani. - kiwnął na studenta, a ten po chwili podał mi zamówiony napój.
Zlustrowałam go spojrzeniem, a po moim ciele przeszły dreszcze. Był przystojny, nawet bardzo. Nie za krótkie, ciemne włosy były lekko uniesione. Jego brązowe oczy wpatrywały się we mnie, zapewne szukając obrączki. Znałam ten typ, ponieważ w swoim życiu spotkałam miliony podobnych. Nie znalazł jej, bo od miesięcy leżała w drewnianej szkatułce przy biurku. Stwierdziliśmy, że to zbędny dowód miłości, ale wtedy może by mnie uratował.
 
***
 
 
Kilka tygodni później…
 
– Michał, usiądź – powtórzyłam po raz kolejny, jednak ty byłeś zbyt zajęty pakowaniem się do Spały. Wiedziałam, że zgrupowanie i kadra są dla ciebie ważne, ale w tamtej chwili było coś ważniejszego. Nie umiałam myśleć, że nic się nie stało. –Posłuchaj mnie do cholery!
Spojrzałeś na mnie, a ja poczułam łzy spływające po moich policzkach. Bolała mnie każda komórka ciała, każdy mięsień, każdy organ. Usiadłeś obok mnie i chwyciłeś moje dłonie.
– Na dworze jest ponad trzydzieści stopni, a twoje ręce nadal są zimne. – stwierdziłeś z uśmiechem, a ja próbowałam wygiąć usta w podobny grymas. Wyprostował się jeszcze bardziej zagryzając wargi.
– Michał, posłuchaj – westchnęłam, bo nie umiałam tego zrobić. Nie w momencie, gdy musiałeś byś skupiony, bo lada moment zaczynały się Mistrzostwa Świata. Ale nie umiałam żyć w kłamstwie, bo najzwyczajniej w świecie cię kochałam. – Nawet nie wiem, od czego zacząć. Pamiętasz tamten wieczór, gdy wróciliście z Ligii? Zostałeś wtedy u Zbyszka i Magdy, bo się przeprowadzali…
– Przepraszam kochanie, zupełnie zapomniałem, że to była nasza rocznica…
– Zdradziłam cię – przerwałam Ci, bo nie mogłam dłużej tego w sobie dusić. Odsunąłeś się od mnie jakbyś czekał, aż powiem, że to zwykły żart. Ale nie mogłam tego zrobić. Spuściłam wzrok, czując jak na mojej piesi wypala się szkarłatne „A”. Nie mogłeś uwierzyć, ale to była prawda. – Przeprowadzę się do Kaśki, a jak wrócisz ze Spały złożę papiery.
Nie widziałam innego wyjścia z tej sytuacji, bo czułam się jak ostatnia szmata. Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić, ale tak wyszło. Nie miałam nic na swoją obronę, bo to nigdy nie powinno się wydarzyć. Może to alkohol płynący w krwiobiegu sprawił, że ciąg wydarzeń był taki a nie inny, ale to nie przecież nie usprawiedliwia.
– Sara, zostań tutaj, bo to tak samo twoje mieszkanie, jak i moje.- powiedziałeś spokojnie, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem. Byłeś taki dobry, nawet się nie zdenerwowałeś. Nie krzyczałeś, po prostu powiedziałeś, żebym została. – Teraz jadę do Spały, a jak wrócę porozmawiamy jak to wszystko naprawić.- pocałowałeś mnie w czoło i najzwyczajniej w świecie wyszedłeś.
 

 

piątek, 10 czerwca 2016

byłam szczęśliwa



Coś krótkiego, bo muszę wrócić do rytmu.
Coś, co sprawi, że rozgonię myśli.
Coś, co nigdy nie miało się pojawić. ♥




Kocham Cię za wszystko, co mi dałeś
Za czułe pocałunki, za bolesne słowa
Lecz przez to nie umiem znów zacząć od nowa






Spojrzałam w twoje oczy starając się uspokoić bijące w oszalałym rytmie serce. Nie chciałam płakać, jednak, gdy uśmiechnąłeś się do mnie rozpłakałam się, ze spokoju. Wreszcie wszystko było na swoim miejscu. Gdy poczułam pod zdobionym materiałem stuły twoją ciepłą dłoń ściskającą moją wszystkie wątpliwości i problemy zniknęły. Moje ciało momentalnie się rozluźniło chłonąć twoje ciepło niczym swoisty lek na całe zło. Patrzyłam w twoje zaszklone łzami oczy jak na najpiękniejszą rzecz na świecie. Wszystko było idealnie.

Nigdy nie wierzyłam, że kościelnie dzwony wybiją dla mnie. W czasach nastoletniego buntu przestałam wierzyć w ‘miłość’. W to, że celem naszego życia jest znalezienie tej drugiej połówki jabłka. Wierzyłam w siebie, znałam swoją wartość i nie chciałam niczego na siłę. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że będę stała przed ołtarzem z mężczyzną mojego życia, wyśmiałabym go. To było nierealne jak samo jak śnieg w lipcu.

Jednak na jednej z imprez pojawiłeś się Ty z tym nieśmiałym uśmiechem pokonujący zapełnione ludźmi mieszkanie. Wystarczyło jedno twoje spojrzenie, aby odpłynęła, a moje nogi stały się jak z waty. Może to głupie, ale zakochałam się w Tobie od pierwszego wejrzenia, bo z perspektywy czasu wiem, że zawsze się tak zakochujemy. Tylko wtedy usilnie staramy nie dopuścić do siebie tego faktu, którego i tak nie mamy już prawa i możliwości zmienić. Zakochałam się w twoich zamglonych od alkoholu oczach. W twoich ustach całujących mnie delikatnie jakbyś bał się, że ucieknę. Ale mi było naprawdę dobrze w twoich silnych ramionach. Zakochałam się, bez pamięci. A ty tak prosto i normalnie nauczyłeś, co to MIŁOŚĆ. Miłość przez duże M, bo taka właśnie jest pomiędzy nami.

Posłałeś mi czułe spojrzenia, a ja znowu poczułam pieczenie na policzkach. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w słowa pieśni, którą śpiewał ktoś przy organach. Wierzyłam, że to ty jesteś moją drugą, lepszą połową, której miałam szukać. Usłyszałam twoje syknięcie w stronę siedzącego w pierwszej ławce Zbigniewa. Wiedziałam, że zapamiętam tę chwilę do końca życia. Wyrwany z zamyślenia świadek z przepraszającym uśmiechem podsunął ci kremową poduszeczkę z dwiema iskrzącymi się złotem obrączkami.

- Ja, Michał biorę Ciebie Saro za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci – twój głos odbijał się echem w mojej głowie powodując przyjemne ciepło rozlewające się po całym cieple. Twój zachrypnięty z emocji głos był dla mnie czymś zbawiennym. - Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Uśmiechnęłam się do ciebie delikatnie, gdy zakładałeś na mój serdeczny palec złoty krążek, który miał być deklaracją miłości, którą złączyła nas raz na całe życie. Kawałek metalu, który sprawił, że nie mogłam złapać oddechu, a na twoją koszulę ściekały pojedyncze łzy.

- Ja, Sara biorę Ciebie Michale za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- z trudem udało mi się wypowiedzieć całą przysięgę, ale byłam szczęśliwa.

Poczułam twoje ciepłe wargi na swoich i świat przestał istnieć. Byliśmy tylko ‘my’ i nasza miłość, która miała być najlepszą rzeczą, jaką nas w życiu spotkało. Płakałam mocząc twój ciemny garnitur, ale byłam szczęśliwa. Czułam się upita szczęściem, które straciłam na własne życzenie.