poniedziałek, 11 lipca 2016

byłem ciekawy


Dziękuję, za każdy komentarz.
Dziękuję, bo to już koniec.
Dziękuję, bo nie mogłam zakończyć tego inaczej. ♥



Po raz ostatni spojrzałem na twoją śpiącą sylwetkę i potrząsnąłem głową, aby pozbyć się wrodzonej nostalgii. W myślach ponownie zapakowałem stojącą na szafce torbę treningową, a gdy ją zabrałem położyłem w tamto miejsce zgięta na pół kartkę. Wiedziałem, że od razu ją zauważysz, gdy tylko otworzysz swoje błękitne oczy,  które za każdym razem przypominały mi nasze wycieczki nad morze. Wszystko się skomplikowało, ale ja przecież dalej Cię kochałem. Nie potrafiłem zrezygnować, nawet, gdy powiedziałaś te dwa słowa, które wyryły się w moim sercu niczym tatuaż. "Zdradziłam Cię" zniszczyłaś mnie jednym, krótkim zdaniem, ale ja nie potrafiłem cię znienawidzić. Nie potrafiłem. Ty mi wybaczałaś, gdy stres odreagowywałem pijąc na umór. Dawałaś mi szansę, a ja nie umiałem Cię jej pozbawić. Zamknąłem jak najciszej mogłem drzwi i skierowałem się ku wyjściu.
– Teraz już wszystko zależy od Ciebie, Saro – powiedziałem wsiadając do oklejonego czerwoną folią autobusu, który miał nas zabrać na stadion.
Opadłem na siedzenie obok Fabiana, który spoglądał na mnie niepewny czy ma prawo zadać to pytanie. Przeczesałem nerwowo włosy wzdychając przy tym przeciągle, jakby dając mu pozwolenie.
– Co z Sarą? – padło pytanie, a ja, mimo, że na ową sytuację przygotowany nie umiałem odpowiedzieć. Nie chciałem w pełni się przed nim otwierać, bo po pierwsze nie był to dobry moment, miejsce i chyba też osoba. Mimo, że Drzyzga był jedną z bliższych mi osób nie był lekko porywczym Zbigniewem. Nie wiedział, że gdy jestem zdenerwowany śpiewam pod nosem przeboje Rolling Stones, nie znał odpowiedzi na pytanie, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. Nie był Zbigniewem, ale nie był zwykłym kolegą z pokoju w spalskich lasach. Był kimś więcej, choć do końca nie potrafiłem nazwać, kim tak właściwe był. Starał się jak mógł, był dla mnie oparciem i to właśnie on upił się ze mną, gdy wróciłem do pustego mieszkania. Był moim towarzyszem, kumplem, kompanem? A może już przyjacielem?
Westchnąłem przeciągle wskazując ruchem głowy na klaszczących w rytm muzyki puszczonej przez Konarskiego, Wronę i Kłosa. Młodzi środkowi byli powiewem świeżości w tej reprezentacji, w której każdy wiedział o każdym wiele, zdecydowanie zbyt wiele. Byliśmy drużyną, rodziną, która przyznawała się do siebie tylko podczas zgrupowań. Drzyzga uśmiechnął się dając mi do zrozumienia, że poczeka.

***

Droga Saro,
Nie wiem, co się stało z nami. Nie rozumiem, co skłoniło cię do przyjazdu do zajmowanego przez nas hotelu. Nie pojmuję też jak dostałaś się do mojego pokoju. Ale wczoraj stało się coś, co zrozumiałem. Chyba jedyna rzecz z tej plątaniny słów, gestów i tego, co sam musiałem sobie dopowiedzieć. Nie chcę Cię ranić, bo sytuacja, która nas poróżniła i tak zniszczyła nas oboje doszczętnie, ale to był błąd. Nie łatwo zagoić zadrapania, a te kilka tygodni nie starczy, aby zagoić rany, które mi wyrządziłaś. Nie chcę zabrzmieć na tego złego, ale ta noc nie powinna mieć miejsca. Najlepiej byłoby gdybyśmy rzeczywiście złożyli papiery rozwodowe, ponieważ ja nie potrafię zapomnieć. Przepraszam, ale uświadomiłem sobie to dopiero, gdy trzymałem cię śpiącą w ramionach. Nie umiem. Kocham Cię, ale nie potrafię znieść myśli, że ktoś inny cię całował, dotykał. Nie umiem już o nas walczyć, w sumie nawet nie próbowałem. Wtedy, gdy mi wszystko wyznałaś byłem sparaliżowany, a twoje słowa odbijały się ode mnie jak przysłowiowy groch o przysłowiową ścianę. Dopiero, gdy zagłębiłem się w las tak mocno, że moja komórka straciła zasięg zrozumiałem, co tak naprawdę się stało. Myślałem, o tym wszystkim przez te wszystkie długie godziny, ale nie potrafiłem wymyślić nic sensownego. Bo czasem miłość nie wystarcza. A czy walki o szczęście Cię już nie męczą? Ale pamiętaj, że pozostanę nawet, gdy już nie będę twój i będziesz moja, choć już nie będę Cię miał.
Pozdrawiam, Michał Kubiak.


***

 
 
Warszawski stadion wypełniony był po brzegi krzyczącymi z radości kibicami tego pięknego sportu, jakim jest siatkówka. W uszach dudnił mi głos Michała Winiarskiego, kiedy pokonaliśmy do zera Serbów. Uścisnąłem ręce wszystkich zawodników przeciwnej drużyny, uśmiechając się szeroko do tych bardziej mi znajomych. Byłem szczęśliwy, dobrze weszliśmy w ten turniej, ale za każdym razem, gdy szedłem na zagrywkę wypatrywałem twoich blond włosów. Nie było Cię. Zrezygnowałaś?
Przeszliśmy w szampańskich nastrojach do szatni, jednak po chwili dobiegło mnie wołanie trenera. Posłusznie wyszedłem z pomieszczenia, z której mimo zamkniętych drzwi dobiegały krzyki moich kolegów. Rozejrzałem się oślepiony białym światłem korytarza i zobaczyłem Ciebie. Stałaś oparta o automat z napojami bawiąc się nerwowo pacami, zupełnie jak Mariusz, gdy nie wychodziła mu zagrywka. Podszedłem niepewnie, ale musiałem hamować entuzjazm rozsadzający mnie od środka. Jednak byłaś. Stanąłem naprzeciw Ciebie i momentalnie poczułem pieczenie na policzku. Zakląłem cicho, a ty wyciągnęłaś z kieszeni kurtki zmiętą kartę, tę samą, którą zostawiłem rano w hotelowym pokoju.
– Ten list był najgłupszym pomysłem, na jaki mogłeś wpaść Kubiak – starałaś się nie roześmiać w głos mówiąc te słowa, a ja również nie mogłem się powstrzymać. Oparłem się dłonią o ścianę obok twojej głowy lustrując twoją sylwetkę z cwanym uśmiechem.
– Ale zadziałał – skwitowałem odgarniając z twojej zarumienionej twarzy kosmyk blond włosów. Zadrżałaś pod moim dotykiem, a  ja uśmiechnąłem się szerzej.
– Nawet jakby go nie było i tak bym tutaj przyszła – wtuliłaś się we mnie ufnie, zupełnie jak wtedy, gdy podczas któreś z naszych randek powiedziałaś, że dłużej nie możesz traktować mnie jak przyjaciela. Zaśmiałem się cicho pod nosem wizualizując tamtą sytuację. – Nie umiałabym już nie walczyć. Nie umiałabym zrezygnować z tak wysokiej nagrody.
– Ze mnie?
– Z miłość, kochanie – zaśmiałaś się perliście uderzając mnie otwartą dłonią w potylicę. Jednak po chwili spoważniałaś i prostując się spojrzałaś na mnie niepewna. – Wiesz, że będzie ciężko? Ja nas przecież tak zraniłam.
– Ludzi nie kocha się za to, że są doskonali, tylko pomimo to, że tacy nie są – szepnąłem ci do ucha, a ty ponownie zadrżałaś. – Przetrwaliśmy to, więc przetrwamy razem. Kocham Cię, Sara.
Ty w odpowiedzi wzięłaś się na palce i delikatnie musnęłaś moje usta swoimi. Z uśmiechem oddałem pieszczotę zatracając się w przyjemności. Dopiero głośnie gwizdy i oklaski sprawiły, że oderwałem się od ciebie. Spojrzałem na wiwatujących kolegów i uśmiechnąłem się z ulgą do Fabiana, który gdy złapał mój wzrok uniósł kciuki do góry. Odzyskałem miłość mojego życia i chyba zyskałem przyjaciela.
 

 

 Koniec